Dzień 1
Koleżanka poinformowała mnie, że w sobotę bierze udział w festynie charytatywnym w swoim kościele. Pomyślałam, że mam domu parę rzeczy które mi zawadzają od jakiegoś miesiąca, i zastanawiałam się kto ma urodziny.
I w ten oto sposób zaczęła się (największa jak do tej pory) praca hurtowa.
Najpierw zwijałam gazety. Potem zniszczyłam pudełka po pizzy. Następnie zabrałam się do niszczenia wytłaczanek z jajek (3 wielkie wytłaczanki) i ich przemyślanego zwijania.
Następnym etapem było brudzenie wszystkiego w koło farbą (włączając w to mnie samą). Oto efekt:
Udało mi się wszystko pokolorować (godz.11:30) a o 5 trzeba wstać do pracy.
Dzień 2
Po powrocie z pracy i odwiedzeniu Babci nadszedł ten najlepszy moment - sklejanie.
To jest to co lubię najbardziej. Wszystko suche i tylko czeka, aż znajdzie się na właściwym miejscu. Musiałam jeszcze tylko dorobić motylki.
Efekf sklejania:
Była jeszcze jedna praca, z białą ramką i niebieskim motylkiem - niestety zapomniałam zrobić zdjęcie.
Praca skończona, jeszcze tylko jedno pytanie: jak ja to zawiozę na rowerze?
Dzień 3
Satysfakcja.
Koleżanka zachwycona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz