sobota, 21 czerwca 2014

Festyn

To był dopiero tydzień!

Dzień 1

Koleżanka poinformowała mnie, że w sobotę bierze udział w festynie charytatywnym w swoim kościele. Pomyślałam, że mam domu parę rzeczy które mi zawadzają od jakiegoś miesiąca, i zastanawiałam się kto ma urodziny.

I w ten oto sposób zaczęła się (największa jak do tej pory) praca hurtowa.

Najpierw zwijałam gazety. Potem zniszczyłam pudełka po pizzy. Następnie zabrałam się do niszczenia wytłaczanek z jajek (3 wielkie wytłaczanki) i ich przemyślanego zwijania.
Następnym etapem było brudzenie wszystkiego w koło farbą (włączając w to mnie samą). Oto efekt:



             


 Udało mi się wszystko pokolorować (godz.11:30) a o 5 trzeba wstać do pracy.


 Dzień 2

Po powrocie z pracy i odwiedzeniu Babci nadszedł ten najlepszy moment - sklejanie.
To jest to co lubię najbardziej. Wszystko suche i tylko czeka, aż znajdzie się na właściwym miejscu. Musiałam jeszcze tylko dorobić motylki.

Efekf sklejania:





Była jeszcze jedna praca, z białą ramką i niebieskim motylkiem - niestety zapomniałam zrobić zdjęcie.


Praca skończona, jeszcze tylko jedno pytanie: jak ja to zawiozę na rowerze?


Dzień 3

Satysfakcja.
 Koleżanka zachwycona.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz